Jak zapytacie który moment z tegorocznych zajęć najbardziej zapadł mi w pamięć to chyba chwila, gdy w grupie 5-6 latków stanęłam sobie z boku, wyciągnęłam telefon i zaczęłam nagrywać uczniów, którzy pracowali w pocie czoła, mówili po angielsku i niemal zupełnie zapomnieli o moim istnieniu. Piękna chwila – brakowało mi chyba tylko… kawki…

Chcecie zobaczyć ten moment? Zapraszam:

youtube-1837872_640

Na zajęciach panuje lekki chaos, więc tłumaczę co się dzieje:

  • na krzesłach porozkładałam kartki z obrazkami przedstawiającymi różne rzeczy do jedzenia,
  • podzieliłam uczniów w pary, kazałam im się trzymać za ręce, a dodatkowo nałożyłam miękkie gumki-recepturki na ich połączone dłonie, tak, żeby utrudnić rozdzielenie się,
  • wybrałam jednego ucznia (tego co zawsze jest pierwszy do każdej odpowiedzi i któremu trzeba czasami zaserwować coś więcej niż reszcie) i wraz z nim zaprezentowałam zadanie: należy podejść do dowolnego krzesła i powiedzieć, co się lubi np. I like strawberries. Druga osoba musi odpowiednio zareagować: Yummy! / Yuck! Udało nam się to pokazać bez używania języka polskiego, dzieci w mig zrozumiały o co chodzi.
  • stanęłam sobie z boku, zawołałam start i się zaczęło 🙂

Poradzili sobie świetnie, bawili się cudownie i przez dobre 5 minut (przerwałam zabawę zanim entuzjazm opadł, żeby nie zmęczyć materiału i żeby chcieli powrócić do tego ćwiczenia na jednej z kolejnych lekcji) mówili do siebie po angielsku powtarzając mnóstwo słownictwa i operując pełnymi zdaniami. Co więcej zauważyłam, że oprócz wzorcowego zdania „I like (strawberries)” zaczęli zadawać sobie pytania, np. „Do you like (strawberries)?” czasami mówili też „I don’t like (strawberries).” jeśli np. trafili na krzesło, gdzie nie było niczego co lubią. Można powiedzieć, że prowadzili prawdziwą, naturalną (dość prostą, ale jednak) rozmowę po angielsku! A mają dopiero 5-6 lat i uczą się od kilku miesięcy (we wrześniu 2016 to była grupa tzw. „funkiel-nówka”). Byłam z nich strasznie dumna i oczywiście po zakończeniu ćwiczenia im to zakomunikowałam, uświadomiłam im co się stało (rozmawiali po angielsku! bez mojej pomocy!) i pogratulowałam. Nie dostali żadnej nagrody typu naklejka czy pieczątka, ale mam wrażenie, że urośli o kilka centymetrów.

Nie zawsze na zajęciach, nawet z tak małymi dziećmi, nauczyciel musi być centralnym punktem odniesienia, nie zawsze musi wszystko, każde słowo, każdy moment lekcji totalnie kontrolować, często o tym zapominamy. Z początkowego chaosu i zamieszania rodzi się prawdziwa komunikacja. Delegowanie zadań i uprawnień małym (i nie tylko małym!) uczniom uczy ich samodzielności, niezależności, a w dalszej perspektywie przejęcia odpowiedzialności za swoją naukę. Buduje też motywację wewnętrzną i pewność siebie. Zatem to nie moje lenistwo czy chęć wypicia kawki na boku spowodowała, że „puściłam ich wolno” w tym momencie lekcji. To bardzo głęboko przemyślana decyzja.

Na koniec jeszcze kilka złotych rad, co pomogło doprowadzić moich uczniów do tego, że potrafili tak pięknie pracować, że to ćwiczenie w ogóle wypaliło:

  1. materiał na którym pracowali (nazwy jedzenia) mieli już dość dobrze opanowany podczas licznych powtórek na poprzednich lekcjach,
  2. wielokrotnie rozmawialiśmy sobie używając pytań i zdań, których potem używali (Do you like…?, I like… I don’t like…)
  3. zawsze pilnowałam, aby mówili prawdę o sobie, nie automatycznie powtarzali po mnie, żeby mieli odniesienie do siebie, swoich preferencji, umieli o nich mówić (Yummy/Yuck!)
  4. pracowaliśmy już wcześniej w parach podczas prostszych ćwiczeń, mniej „ruchliwych”, dlatego nie zdziwiła ich sytuacja gdy nie mówi do nich „pani” bądź oni nie mają mówić tylko do „pani,”
  5. wprowadziłam maleńki gadżet, czyli gumkę-recepturkę, co było dla nich inne/śmieszne/ciekawe, wyglądało jak gra/zabawa, a nie jak ćwiczenie materiału językowego,
  6. wyluzowałam, wzięłam głęboki oddech i powiedziałam sobie: niech się dzieje, nie pozwalając, żeby chaos i hałas mnie/nas zniechęciły.

Dajcie znać w komentarzach co sądzicie o delegowaniu zadań i uprawnień w grupach dziecięcych? Stosujecie? Wychodzi? Widzicie tego sens? Jeśli zgadzacie się z moimi przekonaniami to będzie mi również bardzo miło jeśli udostępnicie posta, może skorzystają inni lektorzy. Jeśli się nie zgadzacie to również można udostępnić 🙂

PS. Chcecie poznać więcej tego typu zabaw oraz posłuchać co nieco więcej o plusach delegowania oraz o tym jak do tego regularnie doprowadzać? Zapraszam na moją sesję warsztatową, którą poprowadzę już w kwietniu podczas konferencji EduKids. Po więcej informacji kliknij w baner poniżej:

edukids