Podobno jedna minuta planowania oszczędza nam aż dziesięć minut pracy. Ja również uważam, że jedna minuta planowania lekcji zaoszczędza nam około dziesięciu siwych włosów 🙂

Podczas zajęć z dziećmi w wieku przedszkolnym nie ma czasu na zawahanie. Nie wolno nam zastanawiać się nad każdym kolejnym ruchem, zawsze musimy dokładnie wiedzieć jakie ćwiczenia będziemy wykonywać, które piosenki i zabawy chcemy utrwalać, wszystko musi być odpowiednio po sobie zaplanowane, gdyż każdy moment wahania może skończyć się tym, że dzieci przestaną się interesować nami i lekcją, a zaczną przeszkadzaniem i psoceniem. Dzisiaj chcę podzielić się kilkoma radami, które stosuję na zajęciach i które naprawdę ułatwiają planowanie zajęć.

KLOCKI

O elementach, które wprowadzamy na zajęciach lubię myśleć jak o klockach.

Zakładam, że podczas 35 minutowych zajęć przerobię około 7-8 klocków, a klocki to np. słuchanie bajeczki i wskazywanie odpowiednich ilustracji, powtórka zdań z jakąś konkretną konstrukcją gramatyczną (np. have got), zabawa ruchowa (np. Eddie says), piosenka z pokazywaniem, gra z użyciem kart obrazkowych, wprowadzenie nowego wierszyka itp. Planuję to w następujących schematach:

  1. „klocki” wprowadzam naprzemiennie dynamiczne ze statycznymi, lub:
  2. jeśli mamy bardzo spokojną, wręcz ospałą grupę na początku wprowadzamy zabawy „na rozkręcenie”, ruchowe, ale nie bardzo dynamiczne, potem stopniowo elementy spokojne na przemian z dynamicznymi, licząc na to, że energia powolutku powróci,
  3. jeśli dzieci przychodzą już bardzo podekscytowane i wręcz kipią energią, na początku wprowadzam jedną (maksymalnie dwie) bardzo dynamiczne rzeczy, potem próbujemy stopniowo wprowadzać spokojniejsze rzeczy, przeplatając je dynamicznymi w proporcji 2:1, lub:
  4. SURPRISE, SURPRISE! – często pozwalam lekcji samej się „ułożyć.” W tym celu piszę na kartkach nazwę „klocka” (lub rysuję symbole kolejnych ćwiczeń, gdzie np. nutka to piosenka), wkładam karteczki do kapelusza (bądź do mojego ulubionego gadżetu, czyli skarpety Eddiego). Dzieci losują kolejne elementy, tym samym wybierając co będziemy kolejno przerabiać. Dla maluchów jest to świetny motywator, czują, że mają wpływ na to co dzieje się na lekcji, jest też element niespodzianki. Dodatkowo działa to też jako wspaniałe narzędzie dyscyplinujące, możemy ustalić, że tylko najbardziej aktywne dzieci losują kolejny „klocek.”

PLAN LEKCJI

Zawsze, nawet po latach praktyki, rozpisuję sobie plan zajęć . Uważam, że to kluczowe, bo nawet jak coś potem pójdzie inaczej, to jednak sam proces planowania lekcji daje nam moment refleksji nad grupą, celami, danym miesiącem, rokiem szkolnym i dalsza perspektywą. Nie wyobrażam sobie pojawić się na zajęciach bez planu lekcji i nie cieszy mnie, gdy widzę lektorów, którzy to omijają w przygotowaniach (wystarczy nawet mała żółta karteczka typu post-it). Natomiast dobrze sobie wyobrażam, bo już mi się tak zdarzyło, że przygotowane pieczołowicie karteczka ginie gdzieś podczas zajęć w ferworze walki. Dlatego mam prostą, sprawdzoną radę: najwygodniej spisać plan lekcji… na tablicy. Dzieci i tak z niej nie korzystają, nie interesują ich jakieś tam „bazgroły” poczynione na górze (uwaga! koniecznie na górze, bo co aktywniejsze przedszkolaki mogą mieć zapęd do zmazywania tablicy, żeby zrobić Pani przyjemność ;-). Wygląda to mniej więcej tak (kliknij w zdjęcie by powiększyć):

20160310_102631

 

 

 

 

 

Obok elementów warto zapisać numery nagrań, z których będziemy korzystać, przyspieszy nam to całą akcję.

ŚCIĄGAWKI

Warto mieć zawsze pod ręką kilka „ściąg,” czyli kartek z rozpisanymi elementami, które można z dziećmi ćwiczyć na dowolnej lekcji, bo albo są uniwersalne, albo powtarzają materiał z całego roku. Na przykład ja mam zawsze pod ręka kartkę, gdzie wypisane są wszystkie polecenia jakie ćwiczą dzieci w czasie całego roku szkolnego typu: „jump,” „clap your hands” etc. Jest to bardzo przydatne, bo o ile to podstawowe polecenia na ogół pamiętamy, to już bardziej specyficzne („pull your big toe”) z dawno przerobionych rozdziałów, mogą nam umknąć. Na „ściągach” można mieć też najczęściej ćwiczone pytania i odpowiedzi, kilka uniwersalnych gier z kartami obrazkowymi, czy pakiet słów tzw. „z kosmosu” czyli słów, których chcemy dzieci nauczyć, ale które nie podpadają pod żadna konkretna kategorię słownictwa (mam na myśli słówka typu: „toilet” ;-). Ściągi przydają się w momencie gdy np. jakieś zaplanowane ćwiczenie nie wychodzi i musimy się z niego wycofać (tak, to się zdarza i to jest całkiem normalne!) „ściągi” przydają się też gdy np. lekcja pójdzie nam nad wyraz sprawnie i mamy jeszcze trochę czasu. Wiem, co mówię, kiedyś ściągi uratowały mi lekcje otwartą, gdyż moja niezwykle rozgadana i trudna dyscyplinarnie grupa przy rodzicach była grzeczna, karna i posłuszna, na tyle, że zaplanowane na 35 minut 10 „klocków” zrobiliśmy w niecałe 20… W przypadku Teddy Eddie takie ściągi są standardowym wyposażeniem każdego lektora, mieszkają z Eddim w jego pudełku, natomiast można je sobie spokojnie przygotować na początku roku i potem korzystać.

Miłego planowania! Jeśli macie swoje uniwersalne pomysły, podzielcie się w komentarzu!