– czyli jak odpowiadać (ambitnym) dorosłym na trudne pytania językowe, jak skutecznie „zarządzić” rodzicami swoich uczniów, a także jak zrewidować niektóre poglądy własne na ważne kwestie pedagogiczne – artykuł autorstwa dra Grzegorza Śpiewaka, ambasadora metody Teddy Eddie

Odcinek 2: po kolei czy w kółko – czyli to be or not to be?

Rodzic:        języka nie można nauczyć się bezboleśnie. To musi być ciężka praca, najlepiej po kolei i systematycznie. I oczywiście od podstaw. Prawda?

Anglista:     NIEPRAWDA!

 A przynajmniej: nie do końca prawda. Wezwanie do systematycznej nauki trudno wprawdzie zganić, znam nawet kilku takich, którzy naprawdę z werwą zabierają się do nauki angielskiego czy innego języka obcego w ramach każdych postanowień noworocznych. I zaczynają od zakupu kolejnego samouczka, repetytorium gramatycznego, ewentualnie kolejnego kursu na CD, DVD czy w Internecie. Ogromna większość tych szczytnych skądinąd zamiarów pali na panewce, książki i płyty obrastają kurzem, a w człowieku rośnie poczucie frustracji i zawiedzionych nadziei. Dobrze to znamy…

Problem tkwi w tym „ugruntowywaniu podstaw języka”. W praktyce oznacza to zazwyczaj próby pamięciowego  opanowania kolejnych reguł gramatycznych i licznych wyjątków, a następnie żmudnego wykonywania serii ćwiczeń w tej czy innej formie. Co w tym złego? Na pozór nic, tyle że zapału wystarcza na ogół na nie więcej niż kilka tygodni co najwyżej. A dlaczego? W dużej części dlatego, że czujemy niemożliwy wręcz do pokonania dystans między odmianą czasownika ‘to be’ w kolejnych czasach a powiedzeniem czegoś sensownego i skutecznego po angielsku wtedy, gdy akurat jest okazja.

Poza tym naprawdę rzadko się zdarza obecnie spotkać dorosłego człowieka, który tych obezwładniająco nudnych ćwiczeń gramatycznych kiedyś już nie próbował robić i który nie widział nigdy form am/ is /are/ were/ was w tym czy innym kontekście. Innymi słowy, prawdziwych początkujących w przypadku języka angielskiego jest naprawdę niewielu! Większość z tych, którzy po raz kolejny próbują porządnie zabrać się wreszcie za angielski, to nie ludzie, którzy nie mają żadnego pojęcia o podstawowych strukturach gramatycznych i słówkach. To raczej ci, którzy „mają lęk przed mówieniem”, ludzie z blokadą, lękiem przed użyciem języka. Mówiąc brutalnie, to ofiary źle pojętego perfekcjonizmu, postawy „szklanki do połowy pustej”, czyli przekonania, że lepiej się w ogóle nie odzywać, jeśli miałoby się popełnić błąd językowy. Bo to przecież nie wypada, może nawet wstyd…

Otóż wypada! I nie żaden wstyd, lecz naprawdę szkodliwe założenie. Próbuje z nim walczyć od ponad dekady Rada Europy w projekcie Common European Framework (popularnie nazywanym w skrócie „CEF”), podkreślając wagę i wartość tzw. „kompetencji cząstkowej”. W wielkim uproszczeniu to wezwanie, by przede wszystkim mówić i się nie bać. Bo jeśli strach przed popełnieniem błędu zaciska ci gardło i nie pozwala powiedzieć słowa po angielsku na ulicy, w hotelu, w firmie czy w pubie, to zamiast podejmować ryzyko skazujesz się z góry na porażkę, bo po prostu nawet nie próbujesz! I kolejna świetna okazja ulatuje.

Już słyszę: „ale przecież ja na pewno  zrobię błąd, zapomnę o końcówce albo o przedimku”. I co z tego ?? Warto uświadomić sobie jedno: jeśli nasz rozmówca nie jest akurat nauczycielem angielskiego, to on lub ona wcale nie słucha tego jak mówimy, tylko co mówimy, próbuje przede wszystkim się dogadać. Sukces w użyciu języka obcego poza klasą językową nie opiera się na perfekcji, lecz skuteczności. I wygrywa ten, kto zamiast się bać, próbuje, a jeśli trzeba miesza wszystkie znane mu w większym lub mniejszym stopniu języki obce, bo liczy, że któraś próba wreszcie zakończy się sukcesem, czyli np. uzyskaniem informacji, w którą stronę skręcić, ile kosztuje danie główne, albo że pokój został zarezerwowany na kolejną dobę.

I jeszcze jedna istotna kwestia. Według ostrożnych szacunków liczba użytkowników angielszczyzny na świecie osiągnęła prawie 2 miliardy, z czego tylko ok. 400 milionów to tzw. native speakerzy (Brytyjczycy, Amerykanie, Australijczycy i inni rodzimi użytkownicy). Czyli na jednego „native’a” przypada … czterech nie-rodzimych użytkowników. Mówiąc jeszcze inaczej: użytkownicy rodzimi  są w zdecydowanej mniejszości! Świat mówi po angielsku wiec angielski staje się na naszych oczach (i w naszych uszach) językiem światowym. A to oznacza, że dramatycznie rosną akcje skuteczności, a na łeb na szyję leci kurs poprawności…

Cała sztuka w tym, by nauczyć się próbować mówić i dostrzegać sukces, u siebie i innych. Mówiąc raz jeszcze językiem projektu Common European Framework, każdy akt użycia języka obcego to akt uczenia się go. I na odwrót, każde prawdziwe uczenie się odbywa się poprzez akty użycia, czyli poprzez próby komunikacji. Wkuwanie list czasowników nieregularnych i zasad użycia przedimka „the” niewiele tu pomoże. A zatem, odpowiadając na pytanie „to be or not to be?” mówimy oczywiście „NOT to be!” a zamiast tego „to DO!”.

 

…czytaj więcej na www.dedomo.pl, w serii „Angielski dla rodziców deDOMO”  oraz w kolejnym odcinku, który pojawi się na Misiowym blogu już za dwa tygodnie. Poprzedni odcinek TUTAJ.

Przypominamy, że każdy zestaw kursanta Teddy Eddie zawiera multiROM, a na nim Przewodnik Metodyczny deDOMO oraz wybór wzorcowych dialogów (rodzic – dziecko) dopasowanych do tematyki przerabianej w danym roku na kursie. Jedną z idei metody Teddy Eddie jest bowiem bliska współpraca z rodzicami małych uczniów. Wierzymy, że zgrany tandem lektor + rodzic zapewnia najlepsze efekty nauczania!