– czyli jak odpowiadać (ambitnym) dorosłym na trudne pytania językowe, jak skutecznie „zarządzić” rodzicami swoich uczniów, a także jak zrewidować niektóre poglądy własne na ważne kwestie pedagogiczne –  – artykuł autorstwa dra Grzegorza Śpiewaka, ambasadora metody Teddy Eddie

Odcinek 4:  Nie tylko dla …Anglików!

Rodzic:        mój angielski jest, jak to mówią „komunikacyjny”: daję sobie radę po angielsku w pracy i na wakacjach zagranicą, ale oczywiście robię mnóstwo błędów gramatycznych. Mój akcent też jest daleki od wymowy królowej. Więc chyba nie byłbym dobrym wzorcem dla mojego dziecka, prawda? 

Anglista:     NIEPRAWDA!

Mama i Tata to nie nauczyciele swojego dziecka na część etatu, lecz użytkownicy angielskiego. A takich użytkowników jest obecnie na świecie ponad 1,5 miliarda. I każdy z nich mówi po angielsku na swój własny sposób. ‘Your accent is you!’ – jak powiedział ktoś mądry.

O ile oczywiście wymowa czy inne indywidualne cechy składni czy fleksji nie przeszkadzają mówiącym we wzajemnym zrozumieniu się. Bo w globalizującym się świecie mówiącym po angielsku właśnie o skuteczność komunikacyjną powinniśmy zabiegać, a nie o (z góry zresztą skazane na niepowodzenie) dążenie do mówienia jak angielska Królowa czy profesor z Oxfordu. Oczywiście byłoby to pewnie miłe dla ucha, ale taki efekt, nazwijmy go, estetyczny, to zdecydowanie za mało, by skłonić do miesięcy, a może lat wprawek takiego, powiedzmy, hiszpańskiego recepcjonistę i miliony mu podobnych użytkowników angielszczyzny globalnej.

Nawiasem mówiąc, ogromna większość nauczycieli języka angielskiego w Polsce i innych krajach świata to też nie native speakerzy; są łatwo rozpoznawalni po ich akcencie, doborze idiomów, czy znajomości aluzji kulturowych, dostępnych po części tylko tym, którzy na co dzień zamieszkują w kulturze jednego z krajów anglojęzycznych. I wcale nie oznacza to, że są przez to gorszymi pedagogami! Przeciwnie, kontakt z angielskim Pani w szkole, Mamy i Taty w domu i na urlopie, kolegów na zagranicznym obozie językowym, recepcjonisty w hotelu w Madrycie, czy kelnera w restauracji gdzieś we Włoszech lub w Holandii, to przykłady autentycznych doświadczeń językowych naszego dziecka. Tak czy inaczej będzie się spotykało z różnymi sposobami mówienia po angielsku, o ile tylko damy mu po temu okazję. A oswajanie z językiem obcym w rodzinnym domu to jeden z najlepszych sposobów, by język obcy stał się choć ciut mniej obcy!

Byłaby naprawdę wielka szkoda, gdyby – z chęci dążenia do językowego perfekcjonizmu – zarzucić próby mówienia w języku obcym z obawy, że możemy popełnić taki czy inny  błąd. Ależ oczywiście, że popełnimy! Tylko ten, kto nie próbuje, nie myli się. A w nauce języka obcego jedno jest pewne: praktyka (i tylko ona!!) czyni mistrza.  Rolą mamy i taty jest pokazać dziecku, że próbować i się pomylić to żaden wstyd, lecz właśnie najlepszy dowód, że się uczymy! Najgłupsze zaś, co można zrobić, to z pobudek perfekcjonistycznych ciągle wątpić w swoje możliwości językowe i uparcie wracać do tzw. „podstaw gramatycznych” i odmiany czasownika ‘to be’.

…czytaj więcej na www.dedomo.pl, w serii „Angielski dla rodziców deDOMO”  oraz w kolejnym odcinku, który pojawi się na Misiowym blogu już za dwa tygodnie. Poprzedni odcinek TUTAJ.

Przypominamy, że każdy zestaw kursanta Teddy Eddie zawiera multiROM, a na nim Przewodnik Metodyczny deDOMO oraz wybór wzorcowych dialogów (rodzic – dziecko) dopasowanych do tematyki przerabianej w danym roku na kursie. Jedną z idei metody Teddy Eddie jest bowiem bliska współpraca z rodzicami małych uczniów. Wierzymy, że zgrany tandem lektor + rodzic zapewnia najlepsze efekty nauczania!